wtorek, 29 stycznia 2013

Gangster Squad - po prostu zły film

Właśnie wróciłam z przedpremierowego pokazu Gangster Squad i cierpię. Czas poświęcony na dojazd i obejrzenie tego kinowego "must see" sezonu uważam za stracony.



Zacznijmy od tego, że jest to film źle napisany i źle opowiedziany. Ani reżyser, ani scenarzysta nie mogli się chyba zdecydować czy iść w kierunku dramatu, farsy czy zwykłej strzelanki. Pozostać w klimacie kina noir czy uderzyć w stronę narracji komiksowej? Może gdyby zdecydowali się zrobić z tego pastisz udałoby się uratować ten film. Tymczasem stanęli okrakiem między gatunkami zalewając widza brutalnymi scenami walk i tortur, szybkimi strzelaninami, kiepskimi gagami i jeszcze gorszą muzyką. Nie było w tym filmie spójności. Była za to olbrzymia dawka przewidywalności. Bohaterowie (choć film powstał na motywach prawdziwej historii) byli mało wiarygodni. Scena z Goslingiem podejmującym decyzję o wejściu na wojenną ścieżkę - tragiczna. Końcowa strzelanina w hotelu - mieszanka Matrixa z Mrocznym Rycerzem pasuje do całości jak skarpety do sandałów. Gdyby to jeszcze było jakoś zagrane... Sean Penn miał straszyć, tymczasem śmieszy. Gosling (muszę to powiedzieć, pomimo uwielbienia, jakim go darzę) z tym swoim maślanym spojrzeniem zdaje się orbitować na innej orbicie. Josh Brolin świetnie gra, szkoda że to nie komiks. Giovanni Ribisi próbuje się w roli dramatycznej, a Emma Stone zastyga w kamień. Zdaje się, że nikt na tym nie panuje...

Być może winę za kiepską jakość filmu ponosi cenzura, bowiem film trafił pod nożyce po ubiegłorocznej masakrze na premierze Mroczny Rycerz powstaje. Niemniej po obsadzie oczekiwać można było więcej...

2 komentarze:

  1. chcę zaznaczyć tylko tyle, że niektórzy uważają iż noszenie skarpetek do sandałów to norma

    OdpowiedzUsuń
  2. I to właśnie tego typu odbiorcy wyjdą zadowoleni z tego seansu;)

    OdpowiedzUsuń