piątek, 19 kwietnia 2013

bum!

Całą noc śniły mi się zamachy terrorystyczne w mieście nie do określenia. Byłam tam, poruszałam się po ulicach, widziałam pourywane kończyny, katastroficzne obrazki. Towarzyszył mi olbrzymi strach, zwłaszcza gdy mijałam kosz na śmieci.  Panika i dramat. Pot i łzy i błaganie mojego towarzysza drogi, żeby mnie nie zostawiał. Zostawił, żeby organizować pomoc w centrum wydarzeń. Obudziłam się wycieńczona niepokojem.

Lecę dziś samolotem. Powinnam się bać? Czuć się prorokiem?
Nie, to Mariusz Max Kolonko obejrzany przed snem namieszał mi w głowie.

Tymczasem ptaszki zaczęły ćwierkać, że jeden z banków, do którego aplikowałam o kredyt niedługo przedstawi mi ofertę. Hubert jest dobrej myśli. Staram się podążać za nim ;)





niedziela, 14 kwietnia 2013

sfiksowana na punkcie kominów


Freud miałby ze mnie pożywkę. Jestem sfiksowana na punkcie kominów. Zwłaszcza tych wysokich, biało-czerwonych. Mój bzik jest tak wielki, że na pierwszym wiosennym spacerze zamiast zachwycać się rozkwitającą naturą, skakałam z radości na widok kominów elektrociepłowni.

Podobno komin jest symbolem ciepłych, intymnych związków, czasami związany z symboliką falliczną. Brak komina oznaczać może brak ciepła w sferze psychicznej lub konflikty z ważną osobą płci męskiej. Przesadnie duży – nadmierne zainteresowanie  sferą seksualną czy też możliwe tendencje ekshibicjonistyczne. 

Prowadzenie bloga trochę tu pasuje;) 

Tej wiosny będę polować na piękne kominy. Potrzebuję świetnego zdjęcia na fototapetę na drzwi. 




środa, 10 kwietnia 2013

femme fatales w neonowych bikini i białych air maxach

Spring Breakers - film kontrowersyjny, niejednoznaczny w odbiorze, przez co problematyczny. Wielu go znienawidzi, inni zobaczą w nim kolejny przebłysk geniuszu Harmony Korine (za scenariusz i reżyserię), potwierdzenie talentu aktorskiego Jamesa Franco i fenomenu muzyki Cliffa Martineza oraz króla dubstepu Skrillexa. Całość nakręcona i zmontowana w teledyskowym stylu, kolorowa, pełna nagich piersi, alkoholu, narkotyków i do niczego nie prowadzącej zabawy, posiadająca swój własny refren - powtarzane kilkukrotnie w filmie "spring break forever" może się wydawać płytka. Tylko pozornie. Dużym plusem filmu jest jego nieprzewidywalność. Zakończenie zaskakuje, bo zwrotów jest kilka, a bohaterki uciekają szablonom.

Film opowiada historię wyjazdu na wiosenne ferie czterech koleżanek ze studiów.  To co uderzyło mnie jako pierwsze, to kontrast między tym, co bohaterki mówią - o beznadziei, nudzie, monotonii życia, a kolorem ich ubrań, paznokci, włosów, otaczającego świata (zwłaszcza tego nowego, obiecanego californijskiego raju). Zupełnie jakby te kolory miały nadać sens ich życiu. Nie nadają.
Wracając do dziewczyn - trzeba tu zrobić wielki ukłon przed doborem aktorek, które w Polsce nie tak bardzo, ale w Stanach są dla wielu dzieciaków wzorami do naśladowania. Grająca Brit (nie jedyny w filmie ukłon w stronę Britney Spears) Ashley Benson znana jest z roli borykającej się z przeszłością "tej grubej" w popularnym serialu "Pretty Little Liars", a Vanessa Hudgens (jako Candy) i Selena Gomez (Faith) do niedawna były gwiazdami produkcji Disneya. Jako czwartą Korine zaangażował swoją żonę i tak stworzył zbiorowego bohatera, komplet femme fatales w neonowych bikini i białych air maxach na nogach. Kolejną mocną stroną filmu jest James Franco, który wcielił się w Aliena - rapującego gangstera i dilera.

Rewelacyjna jest też ścieżka dźwiękowa. Dla mnie Martinez snuje w niej pieśń o samotności, którą wzbogacają mocne, powtarzane na różne sposoby dialogi bohaterów i telefoniczne rozmowy dziewczyn z rodzinami. Do tego wszystko, co aktualnie na topie - dubstep, Nicky Minaj i cały ten popkulturowy szjs.
Korine bezbłędnie bawi się widzem zarzucając go popkulturową sieczką. Po pierwsze casting. Po drugie wspomniana muzyka i piosenki Britney śpiewane jako hymn wychowanych na jej piosenkach bohaterów, a potem gangsterzy rodem z teledysków, studenckie zabawy, seksowne złotowłose studentki, pornograficzne wyobrażenie o seksie, jednorożce, złote/srebrne zęby Aliena i jego błyszczący zegarek. Korine pokazując to, okrutnie z tego szydzi.


Opowiedziana historia, tak samo jak życie bohaterek, do niczego (przynajmniej dobrego) nie prowadzi. Zostawia nas, tak jak je, bez planu, bez przyszłości, o której cicho marzyły. Każdą z osobna. Nawet bogobojną Faith, która choć bardzo chce dopasować się do otoczenia (zarówno do studenckiej grupy oazowej jak i szalonych koleżanek na feriach) nigdzie nie może odnaleźć upragnionego szczęścia. Korine za taki stan rzeczy obwinia popkulturę, która całkowicie zmienia (wypacza?) spojrzenie młodzieży na doświadczenia życiowe.