poniedziałek, 23 września 2013

I'm Donna

Poniedziałek zastał mnie z gorączka w łóżku. Zostałam w domu. Rano poinformowałam ludzi w pracy o sytuacji po czym zagrzebałam się pod kolejną warstwą kołdry. Nie zdążyłam zasnąć nim zadzwonił prywatny telefon:
- Hej. Słyszałam, że chora jesteś i Cię dziś nie będzie. Ale powiedz mi dyrektor to o której przyjedzie?


Czasem się zastanawiam czy ludzie myślą, że jestem z moim dyrektorem zrośnięta jakąś mentalną pępowiną czy może myślą, że leży w tym łóżku obok mnie i wystarczy, że go szturchnę i szepnę do ucha "Tomek, wstawaj"?

Praca asystentki/sekretarki do niewdzięcznych należy. 




czwartek, 19 września 2013

FAME

W dzisiejszej Stołecznej opublikowano zdjęcie mojego autorstwa. Zdjęcie podesłałam w ramach konkursu Spacer po Powiślu wczoraj, a już dziś w drukowanej Wyborczej oraz na stronie gazeta.pl konkurs reklamują moim zdjęciem. Mała rzecz a cieszy. 


niedziela, 15 września 2013

ciasto ze śliwkami - jami!


Sezon na śliwki w pełni, więc czas na ciasto ze słodkim wkładem. To, za co uwielbiam ten wypiek to kombinacja smaku ciasta cynamonowego oraz śliwkowego nadzienia.

Potrzebujemy:
  •    1 i ½ szklanki mąki bezglutenowej
  •     3/4 szklanki cukru
  •   ¼ łyżeczki soli
  •   1 i ½  łyżeczki proszku do pieczenia
  • ¾ łyżeczki cynamonu
  • 1 jajko, lekko rozbite
  • 12 łyżek masła roztopionego i schłodzonego
  •  kilka kropli olejku waniliowego
  • 1 i 1/2 szklanki mleka
  • 12 śliwek (posypanych 3 łyżkami cukru i 5 mąki bezglutenowej)


Przygotowanie:

  •           Piekarnik rozgrzać do 180 stopni. Formę do ciasta wysmarować masłem.
  •           W dużej misce dokładnie wymieszać mąkę, cukier, sól, proszek do pieczenia oraz cynamon. Dodać jajko, masło, olejek waniliowy oraz mleko. Miskować do uzyskania jednolitej masy.
  •            W formie do pieczenia ułożyć śliwki. Zalać równomiernie ciastem.
  •            Piec przez 40-45 minut.

Po wyjęciu z piekarnika poczekać aż lekko ostygnie i udekorować cukrem pudrem. Smakuje znakomicie zarówno na ciepło jak i na zimno.


środa, 11 września 2013

krew i łzy


Przyjrzyjmy się ostatnim dniom.

SOBOTA

Po całonocnym czuwaniu wstałam koło godziny 15. Zanim zebrałam się do sklepu minęła jakaś godzina. Marzyłam o parówkach. Z keczupem, majonezem i musztardą - na bogato! Wyjście do sklepu było dla mnie olbrzymim wysiłkiem, i kiedy już zdobyłam to złote runo, po które tam pełzłam, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i rozpocząć przyrządzanie śniadania.
Nim dotknęłam klamki, nim klucz w zamku przekręciłam, nim nalałam wody do garnka spotkałam Sąsiada na wewnętrznym korytarzu. Ucieczki nie było, sił na walkę też nie. Podeszłam i się przywitałam.
I jeszcze przed tym śniadaniem wymarzonym, przed pierwszym kęsem parówki umoczonej keczupem Sąsiad pokazał mi swoje mieszkanie. Całe we krwi. Jucha od okna do drzwi. Rozbryzgi na fotelu, stole, ścianie, drzwiach łazienkowych smutnie pozbawionych szybki. Mortal Kombat. Czerwono po balkonową balustradę. A czerwień ta wymieszana z lśniącą niby diamenty szybą. Kruchy dźwięk pod butem. I cisza, która czeka na kolejny atak złości. Na środku tego bałaganu, w epicentrum tego dramatu Sąsiad-Nieszczęście. Bez gniewu, bez urazy, za to z wielkim smutkiem w oczach mówi mi, że dał się zbić.

Odechciało mi się parówek, odechciało mi się keczupu, skuliłam się w sobie i próbowałam nie oddychać gdy przytulał mnie ziejąc alkoholowym odorem - Ja go kocham - powiedział.


WTOREK
Znów się pokłócili. Ten, których chciałby być kochankiem na chwilę odzyskał rozsądek i powiedział, że to koniec. Podobno uciekł. A może go Sąsiad zabił. Pokroił na kawałki. Schował do wanny. Rozpuścił w kwasie. Nikt nic nie wie. Sąsiad nie odbiera telefonu. Nie dopisuje na wiadomości. Czy ręce ma krwią umazane?
Idę pod drzwi, przez dziurkę od judasza widzę, że świeci się w mieszkaniu światło. Nawet słychać telewizor. Dzwonię. Pukam. Cisza. Milnie życie za drzwiami, gaśnie światło.
W tej chwili przychodzą mi na myśl tylko dwa rozwiązania. Albo Sąsiad zabił Kochanka i boi się otworzyć drzwi, albo Kochanek zamknął się w mieszkaniu i nie chce otworzyć drzwi obcej osobie. Wracam do mieszkania, ale sprawa nie daje mi spokoju. A co jeśli mi się wydawało, że słyszę ten telewizor i widzę to światło? Wracam pod drzwi sąsiada z współlokatorem. Pukam, dzwonię, obserwuję judasza. Znów światło nas myli. Tym razem widać gdzieś w oddali czerwony jaskrawy punkcik. Czy to kropla krwi spadła na szkło wizjera? Jedno jest pewne - w mieszkaniu ktoś chowa się. Jak przepłoszona mysz, pewnie się kuli w korytarzu i marzy o tym byśmy odeszli. Ale nie, my nasłuchujemy! Czekamy na szelest chusteczki, który zdradzi złoczyńcę. Nawet jeśli nie popełniono tam przestępstwa, jako sąsiadka zasługuję choćby na kilka słów, po których odejść obrażona będę musiała.
Tymczasem cisza.
W judaszu już nawet nie widać tego czerwonego światełka.
Czy coś w środku umarło?
Tak wiele jest teraz zła.

ŚRODA
Sąsiad, jak gdyby nigdy nic pisze do mnie od rana - Czy jest u ciebie moje kochanie?
Widocznie nie zasługuję nawet na słowa wyjaśnienia. Oddzwaniam i daję upust swojej złości. Cóż mnie obchodzi czyjeś kochanie, jeśli pół nocy zastanawiałam się co powiem policji i czy zrobiłam wszystko, co jako sąsiad i obywatel zrobić mogłam, by ustrzec swój blok przed tą straszną zbrodnią, która urosła w mojej wyobraźni. Sąsiad przeprasza, po czym odgraża się, że zabije swojego Kochanka.

sobota, 7 września 2013

Selector

To było najpiękniejsze i najsmutniejsze, dotykające do żywego surowym głosem wokalisty wykonanie "Again", jakie miałam okazję słyszeć. I nawet okoliczności nie usprawiedliwiają śpiewania tak smutnych piosenek. Tak od 3 minuty można tego dotknąć.
Nie było innej rady. Trzeba było uciec.