
Jakiś czas temu wrzucałam na facebooka kilka plakatów kampanii społecznych na temat SM. Na jednym z nich przedstawiona była kobieta złożona z klocków jenga. Gra w jenga polega na usuwaniu z budowli stworzonej z klocków dowolnych klocków poniżej skończonego poziomu. Paralela między SM a tą grą jest najzupełniej słuszna. W SM nigdy nie wiadomo co wysiądzie następne. No i właśnie mi wyjęto klocuszek na piszczelu. Z resztą, posiadanie czucia w tym miejscu jest absolutnie zbędne. To miejsce jest stworzone tylko po to, by od czasu do czasu solidnie sobie w nie przywalić.
Wracając jednak do rozmowy z doktorem. Nie wyrywałam się wcześniej z problemem piszczela, bowiem wiedziałam od razu co powie. I powiedział to: "Udam, że tego nie słyszę.".
Mój lekarz nie wprowadza do życia swoich pacjentów zbędnej paniki. Doskonale zna tę chorobę i wie czym należy się przejmować, co powinno być leczone za pomocą okropnych kroplówek ze sterydami, które osłabiają cały organizm i przepoczwarzają człowieka w coś na obraz i podobieństwo enerdowskich pływaczek, a na co można przymknąć oko, tak aby NFZ się nie dowiedział i nie odebrał refundowanego leczenia. Także tegez... Będę żyć. W piszczel dziś się uderzyłam i nic nie poczułam. Siniak będzie, ale przynajmniej nie boli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz