piątek, 15 lutego 2013

pomysł na Walentynki


Walentynki kojarzą mi się z amerykańskim randkowaniem. Ciągle mam wrażenie, że tu w Polsce nie randkujemy tak jak pokazują to nam w "Przyjaciołach" czy innej "New Girl". Nie mniej wzorce są. A według nich czeka nas kolacja przy świecach, na której czarujemy partnera inteligencją, dowcipem jedząc niczym wróbelek, najlepiej sałatkę, spacer do domu w wygodnych szpilkach, pocałunek pod drzwiami i ewentualne "może wejdziesz na kawę?" około 23 godziny. (Wiadomo, czemu taka kawa służy i że pobudzi nas do przedłużenia wieczoru o kilka aktywnych godzin). 


Wbrew tym regułom wczoraj najadłam się po brzegi upragnionego mięsa (w Barn Burger kotlety są z gumy, niestety, ale zalane piwem dają cudowne uczucie pełni). Na  spacerze po ścisłym centrum, odkryłam że remontowana na Próżnej kamienica została ukończona i teraz świeci blaskiem w oczy dziadostwu z naprzeciwka. W niepozornej bramie wciąż klęczy, umęczony już zapewne bardzo, Hitler. Mam wrażenie, że gdyby klęczał w epicentrum nędzy i odprapania, robiłby większą karierę.




Późnym wieczorem zdążyłam jeszcze odwiedziłam Prochownię Żoliborz, gdzie wyświetlano "Wściekłe psy" Tarnatino. Dawno nie oglądałam tego filmu i już zapomniałam jak jest on dobry (zwłaszcza na poziomie intrygi i szczegółu). I choć nie skończyły się sakramentalnym "Wejdziesz na kawę?" to były udane Walentynki ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz