czwartek, 20 lutego 2014

kipi kasza

Na fali noworocznych zmian postanowiłam zadbać o siebie jeszcze trochę głębiej. Święta, sylwestrowe szaleństwa, długi weekend - wszystko zawsze łączy kilka spraw: mnogość jedzenia, mało ruchu, dużo picia (i nie mówię tu o wodzie). Szukałam metody na oczyszczenie organizmu z toksyn i oczywiście jak większość kobiet na zrzucenie kilku kilogramów. Znalazłam nietypowy sposób, bo poprzez jedzenie!

Bohaterką diety oczyszczającej jest kasza jaglana - prastary pokarm naszych przodków, bogaty w składniki mineralne i wszelkie dobra naturalne:
- żelazo (polecana anemikom, ma ponad 1,5 raza więcej żelaza niż polędwica wołowa)
- witaminy z grupy B (tiaminy, ryboflawiny i niacyny), które łagodzą objawy stresu i depresji (serio, buzia sama się cieszy i smutki odchodzą)
- lecytyna (wspomaga pamięć)
- witamina E (opóźnia starzenie się)
- antyoksydanty (m.in. chronią przed rakiem)
- krzemionka (poprawia stan cery, włosów i paznokci)
- potas, wapń, magnez, fosfor
A poza tym pełno w niej błonnika, więc wspomaga usuwanie toksyn z organizmu oraz przyśpiesza metabolizm. Działa też alkalizująco, przywracając naturalną równowagę kwasowo-zasadową w organizmie. Czego się nie przeczyta o tej kaszy jest dobrze i zdrowo. 


Postanowiłam skorzystać z cudownych właściwości kaszy i oczyścić swój organizm. Plan zakładał 3 dni na monodiecie. Pierwszego dnia totalnie nakręcona na zdrowe życie, po przeczytaniu kilkudziesięciu stron i artykułów  zawierających wskazówki do przeprowadzenia monodiety, przygotowaną do pracy porcję oblałam olejem lnianym. BŁĄD! Jeśli nie lubicie go, nie dajcie się oszukać forumowym zachętom! Z kaszą nadal będzie smakował jak smar do silnika, co więcej to właśnie małe ziarenka wydobędą z tego smaku wszystko to, co najbardziej obrzydliwe. Drugiego dnia przed ugotowanie uprażyłam kaszę. I to był strzał w dziesiątkę. Co prawda zrobiła się trochę sypka, ale nabrała także przyjemnego orzechowego posmaku. Trzeciego dnia weszłam na wagę i nie wierzyłam oczom. Straciłam 2 kg. Kaszę zaś ugotowałam z dodatkiem odrobimy mleka, dzięki któremu nabrała aksamitnej delikatności.



To, co mnie urzekło w jaglanej, to jej smak, a raczej jego nienachalny brak. Niektórzy uznają to za wadę, ja uważam, że dzięki temu staje się ona uniwersalna i można łączyć ją z naprawdę ciekawymi dodatkami. Prawie jak beżowe szpilki - do wszystkiego! Po trzech dniach jedzenia TYLKO kaszy czułam się lekko i przyjemnie a uśmiech nie schodził mi z buzi. Stopniowo zaczęłam też włączać warzywa i owoce do diety, potem ryby. Po krótkim czasie zauważyłam, że nie mam ochoty ani potrzeby zapychania się słodyczami. Teraz kasza jest ze mną już prawie dwa miesiące, bo jak żadna inna sprawdza się idealnie, jeśli chodzi o szybkość i łatwość przygotowania posiłków do pracy. Całym sercem i każdemu polecam więc kaszę. Testuje ciągle nowe kompozycje smakowe, które będą systematycznie pojawiać się na blogu. Póki co zapraszam do wykonania pierwszego kroku ku zdrowiu - wizyty w sklepie i kupna kaszy. 


2 komentarze:

  1. Jak mawia Jacek: Namówiłaś mnie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. jadłam kiedyś u jednej takiej ciocio-babci kaszę jaglaną z domieszką ryżu i maku. pycha!

    OdpowiedzUsuń