środa, 27 marca 2013

koszmar piecykowy

Dawno o piecyku gazowym nie pisałam, co niestety nie oznacza, że nie było z nim problemów. Były i to cała kawalkada.
Gdy tylko nastały mrozy piec znów zaczął wariować. Kąpiel przy uchylonych drzwiach łazienkowych i oknie w kuchni, która przylega do łazienki stały się normą. Podobnie katar i ból głowy. Czujnik czadu  piszczał przynajmniej raz w tygodniu. Im zimniej było na dworze tym częściej przerywałyśmy prysznic z tego powodu. Od spółdzielni zażądałyśmy przeglądu kominiarskiego. Kominiarze przyszli i uznali, że wszystko jest ok. Sytuacja powtarzała się, więc ponownie interweniowałyśmy u właściciela i w spółdzielni. Kominiarze przyszli ponownie. Tym razem zauważyli, że rura znad pieca nie przytwierdzona jest do dziury w ścianie, gdzie znajduje się przewód wentylacyjny. Umocowali ją taśmą klejącą (sic!). I zalecili kąpiel przy otwartym oknie.

Powróciły mrozy sytuacja powtórzyła się. Tym razem piec zaczął też strzelać fochy i bywało, że się nie zapalał. Musiałyśmy ratować się myjąc włosy w wodzie ugotowanej w czajniku i garnku. Płacąc niemałe pieniądze za wynajem nie ma się zbyt dużej tolerancji na takie sprawy. Spółdzielnia przysłała do nas innych kominiarzy. Tym razem wydawali się bardziej fachowi. Weszli na dach, przeczyścili przewody i sprawdzili tymi swoimi wiatraczkami ciągi. Wyszło na to, że gdy drzwi łazienkowe są zamknięte ciągu w przewodzie, który odprowadza spaliny i czad nie ma wcale. Gdy uchyli się te drzwi niewiele to pomaga. Gdy rozszczelni okno w kuchni także. Dopiero przy uchylonym oknie coś tam rusza. Zalecili korzystanie z piecyka z uchylonym oknem w kuchni i otwartymi drzwiami do łazienki.
Zdałam raport właścicielowi. Wściekł się. Nie dowierzał. Ale obiecał, że zapłacimy mniej za mieszkanie za okres niedogodności.

I tu się zarzyna jakaś absurdalna sytuacja. Właściciel umawia nas na spotkanie z osiedlowym złotym rączką (nie uzgadniając z nami terminu). Złota rączka przychodzi i wciska nam kit, że czujnik czadu to byle co nikomu niepotrzebne, przeprowadza test mający chyba dowieść, że wszystko sobie wymyślamy. Zdejmuje rurę łączącą piecyk z przewodem, odpala ciepłą wodę, zamyka nas w łazience i czeka aż... No właśnie... Aż piec zgaśnie? Zaczadzi nas? Zawyje czujnik? Czujnik jak na złość milczy za to piec się wyłączył. Fachowiec zadowolony orzeka, że nic nam nie grozi. Poprawia jakiś przewód w piecu i nara. Otwórzcie sobie przed kąpielą okno na chwilę w kuchni, przewietrzcie i będzie grać. Piszę maila do właściciela z pytanie o to ile mamy odjąć od opłaty za mieszkanie. W odpowiedzi czytam, że udało się wyjaśnić przyczynę, że dał mój numer jakiemuś gazownikowi, który ma nas odwiedzić jeszcze dziś. I najlepsze: "Co do okien, to chodziloi o przekrecanie klamek na 1/4 aby była wentylacja w mieszkaniu." I ani słowa o obniżce czynszu.

Nic mnie tak nie wkurza, jak to gdy ktoś robi ze mnie wariatkę.
Ale spoko. Przyszedł gazownik. Wyszło na nasze. Jest co naprawiać, jest dużo uchybień. Czujnik czadu niezbędny.

Ręce mi opadają.
Czuję wielką złość na właściciela.
Mam tego miłego mieszkania serdecznie dość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz