piątek, 7 listopada 2014

pozdrowienia z piekła


Poranna podróż przez zakorkowane miasto na koniec świata (bo psychiatryki zawsze znajdują sie na końcu świata, vide choćby najnowszy film Dolana), gdzie w cieniu Świątyni Opatrzności Bożej sypie się Instytut Psychiatrii i Neurologii, zawsze ryje mi mózg. Nie chodzi o to, że trzeba wstać o nieludzkiej porze i dodatkowo pamiętać, by nasikać do pojemnika i bezpiecznie przewieźć go do punktu badań. Przez 4 lata zdążyłam już nauczyć się wieczornego programowania porannego wyjazdu. Nie idzie o fakt, że jadący tam autobus E-2 zawsze jest zapchany. Nie. W końcu w okolicach  Belwederu robi się luz. Nie chodzi też o to, że wysiadając na przystanku IPIN czuje się oceniana przez pozostających w autobusie podróżnych. Tak! Na chorą neurologicznie nie wyglądam ergo muszę mieć jakieś srogie zaburzenia psychiczne (w praktyce to zdanie potwierdza tylko pewnego rodzaju zaburzenia, które mnie nękają). A posiadanie w Polsce problemów psychicznych to wciąż temat wstydliwy.



Nie drażni mnie już nawet pielęgniarka, która gdy pobiera mi krew nigdy nie zakłada na swoje zniszczone latami dezynsekcji dłonie rękawiczek. Nie irytuje czas zmarnowany na czekanie.

Sprawa jest prosta. Jadąc tam na 2 godziny staję się chorą. O ile na co dzień nie czuję się niezdrowa, to w szpitalu uświadamiam sobie, że zdrowa nie jestem.  Najwięcej czasu, jako pacjent włożony w tryby polskiej służby zdrowia, spędzam w kolejkach. Czekając na pobranie krwi, w kolejce do lekarza po receptę, w kolejce do komórki rozliczeń z NFZ, która potwierdzi na 3 osobnych dokumentach, że mogę otrzymać lek, aż w końcu w ogonku do APTEKI po leki. Czekam i obserwuję. Siedząc pod drzwiami mojego doktora na korytarzu Oddziału Rehabilitacji Neurologicznej słucham przeraźliwych pokrzykiwań chorych. I myślę tylko o tym, jak nie zwariować. Jak zachować w tej całej bajce siebie. Ocierając się psychicznie o chorych, w lżejszych lub cięższych stadiach (choć najczęściej cięższych, bo wymagających hospitalizacji) próbuję nie wpuścić do głowy przeraźliwych gardłowych krzyków, wykrztuszanych w wyrazie niemocy i złości na paraliż. Staram się nie myśleć o człowieku zamkniętym w klatce znieruchomiałego ciała. Odpycham natrętnie powracające sceny Motyla i Skafandra. Próbuję nie dopuścić do gdybania... A co jeśli mnie się to stanie?

I przez te krótkie 2 godziny wsiąkam tyle strachu i bólu i poczucia niesprawiedliwości, że starcza mi na cały kwartał. Na szczęście nauczyłam się te uczucia zostawiać za drzwiami szpitala.

9 komentarzy:

  1. Wiesz....znalazłam Twój blog przez przypadek....choć może nie do końca bo choroba stwardnienie rozsiane nie jest mi obca....na tę chorobę chorowała moja mama-przez 24 lata...mama niestety zmarła 2 lata temu,ale nie na sm jak to mówią lekarze...na to się nie umiera...i choć mamy już nie ma ja cały czas śledzę informacje czy znajdzie sie w końcu lek refundowany dla wszystkich chorych...nie zależnie od wieku i stadium choroby...tak bardzo bym chciała...bo wiem dokładnie jak ta choroba przebiega i jak wygląda jej końcowe stadium...trzymam i za Ciebie kciuki :) najważniejsze to się nie poddawać i mieć nadzieję...mojej mamie jej zabrakło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi z powodu Twojej mamy. SM to cholerne niesprawiedliwe choróbsko, które potrafi rozwalić życie zarówno choremu jak i rodzinie. Ja mam ogromne pokłady nadziei. Medycyna idzie do przodu jak szalona i myślę, że dożyję lekarstwa. Szkoda, że Twoja mama nie zdążyła. Pozdrawiam Cię ciepło i życzę dużo zdrowia, bo to najważniejsze. I dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
  2. Fo, te ciaze i dzieci sprawily, ze mam wrazliwosc 100 albo 200% normy. Po Twojej notce i komentarzu sie bylam rozplakalam.
    Zycze Ci wytrwalosci, kochana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Qki, bo to jest piękny komentarz. Podobnie jak Twój. Dziękuję.

      Usuń
  3. Dużo uścisków i pozytywnej energii :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Polecam coś z głębin internetu, na wypadek gdybyś nie znała - całkiem sensownie opisany wpływ diety czy ćwiczeń fizycznych na przebieg choroby, bardzo pomogło znajomej, więc podrzucam to ludziom, może ktoś inny też skorzysta:

    http://www.stwardnienie.naturalneleczenie.com.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za polecenie. Nie znałam. Chętnie to zmienię :D

      Usuń
  5. Będę w tym roku rozliczać pierwszy raz pit 38 przez internet i chetnie oddam 1% na Polskie Towarzystwo Stwardnienia Rozsianego, rozumie, że wystarczy KRS z sidebaru?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy KRS z dopiskiem mojego imienia i nazwiska:
      numer KRS: 0000083356
      dopisek:Martyna Marcinkowska

      Usuń