czwartek, 4 września 2014

wakacje z kotem

Wracając na chwilę do wakacyjnych wypraw, myślę, że należy się tu kilka słów o podróżowaniu z Kicią. Wojaże z kotem okazały się całkiem przyjemne. W wagonie klasy 2 Kicia zrobiła prawdziwą furrorę, przez zatłoczone korytarze tabuny dzieci robiły wycieczki, by zobaczyć tego dziwnego kota. Kicia siedząc na moich kolanach dzielnie znosiła nawet najmniej delikatne wyrazy uwielbienia (raz jedna duża pani pacnęła ją jak konia po głowie i łapach). Pasażerowie pierwszej klasy byli mniej przychylnie nastawieni do małej kotki. Niby miejsca więcej niż w drugiej, a jednak ludzie mniej otwarci. Podróż Sopot-Warszawa Kicia zaliczyła w kontenerku. Całe 5 godzin spędziła drzemiąc w swojej prywatnej loży.


Należy pamiętać, żeby dostarczyć kotu wodę, a przy dłuższych podróżach jedzenie i pieluchomatę, która w razie problemów z kocim pęcherzem wsiąknie cały płyn.



Troszkę gorzej było w miejscu docelowym. Dom pachnący psami nie spodobał się Kici i chodziła długo przestraszona. Psy zaś, stare i wybiórczo ślepe, omijały ją nie racząc nawet drobnym warknięciem. Z braku zainteresowania Kicia zrobiła dokładnie to, co każdy normalny kot. Spenetrowała wszystkie możliwe dziury i szczeliny, niejednokrotnie wychodząc z nich spowita pajęczynami niby żałobnym welonem. Mama się nawet śmiała, że TVN powinien wprowadzić do programu Perfekcyjna Pani Domu zamiast testu białej rękawiczki, test białej kici. Już by tak łatwo nie było!



Największą frajdą była rowerowa wycieczka z Kicią na plecach. Mała małpa nie chciała siedzieć w torbie i wdrapywała się na moje plecy. Tak uczepiona przejechała ze mną 10 km.

W Sopocie, gdzie odwiedziłam kuzynostwo, Kicia czuła się już znaczenie lepiej. Pogoda nie do końca dopisała, więc na dworze było jej zimno. co jednak nie przeszkodziło nam przemaszerować na smyczy wzdłuż plaży.

Przepisy dotyczące przewożenia zwierząt, które tak bardzo mnie nastraszyły, okazały się niewspółmiernie do rzeczywistości surowe. Konduktor ani razu nie zwrócił mi uwagi, gdy kicia siedziała na fotelu, nie poproszono też mnie o jej bilet. Pełen luz, czasem jakiś żart i zachwyt.

Myślę, że podczas tego wyjazdu, w trakcie którego zrobiłyśmy ok 1200 km, Kicia zdała egzamin na podróżniczkę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz