poniedziałek, 3 czerwca 2013

Singing blues has been getting old



















Tak, byłam, widziałam i podobało mi się. Bałam się, że będzie nudno, ale nawet bez kiczowatych i wyretuszowanych teledysków (które uwielbiam) Lana się broni. Przede wszystkim ciepłem, z którym wyszła na scenę. Na wielu koncertach się było, ale nigdy jeszcze nie widziałam, aby artysta tyle razy schodził w trakcie koncertu do tłumu, by ucałować, przytulić i rozdawać autografy najwierniejszym fanom. Myślałam, że to nadęta snobka, córeczka bogatego tatusia, jak mówią o niej złośliwi. A jednak to ciepłe dziewczę jest. Co do samego koncertu - śpiewała poprawnie. Jeśli ktoś lubi te jej lawiracje dźwiękowe powinien być zadowolony. No i miała fenomenalny zespół, ze smyczkami i łkającą gitarą. Cała oprawa koncertu - nie przytłaczała, nie rozpraszała. Kameralnie, balladowo. Czekałam na jakieś potknięcie. Choćby w amerykańskich mediach krytykowaną sceniczną kreację artystki, ale i tu nie było źle. Ujęła mnie zmienianymi niemal do każdej piosenki wiankami, zwłaszcza zaś tym, że zaśpiewała jedną piosnkę w wianuszku otrzymanym od fanki. Bo publiczność do koncertu też się przygotowała. Wianki sypały się na scenę, a w trakcje jednej z piosenek zgromadzeni na Torwarze unieśli w górę białe serduszka - odwzajemniając deklarowaną ze sceny miłość. Wszystko pięknie, tylko szkoda, że tak krótko.

Dla tych, którzy nie lubią jej jako produktu dla mas szepnę słówko - przytyła. Przez co zaczęła wydawać się bardziej ludzka, mniej wykreowana.

1 komentarz: