poniedziałek, 25 listopada 2013

11 sierpnia 2011 - 25 listopada 2013

Zakładowej Komisji Socjalnej, którą prosiłam w 2011 roku o wsparcie tej inwestycji, sprawa noszenia aparatu nie wydawała się sprawą priorytetową. Odbierając negatywnie zaopiniowany wniosek o dofinansowanie usłyszałam, że ortodoncja to nie leczenie, profilaktyka również, sama chce być po prostu ładniejsza i żadne pieniądze na to mi się nie należą. Z mojej perspektywy sprawa wyglądała zupełnie inaczej. 



Rok wcześniej nie tylko zachorowałam na SM, ale także usłyszałam, że wada zgryzu, którą mam powoduje, systematyczne ukruszanie się jedynek. Ponieważ był to rok fatalny pod każdym względem, informacja ta jedynie pogrążyła mnie w czarnej dziurze nieprzyjemnych myśli. Nie dość, że niedługo może mnie sparaliżować - myślałam - to jeszcze nie będę miała zębów z przodu! Zasadniczo mogłam od razu zwinąć się w kłębek i oddać rozpaczy aż do śmierci. Musiał minąć prawie rok w ciągu którego zmienił się mój stan cywilny (z konkubiny na wolną) oraz lekarz neurolog (z oschłej materialistki na optymistę) abym spróbowała myśleć inaczej. Powoli zaczęły rozwiewać się chmury, które wisiały nad moją głową. Jednym z kroków mojej terapii było uwierzenie w to, że mam przyszłość. Kolejnym krokiem było zaś podjęcie długoterminowego wyzwania - padło na leczenie ortodontyczne. Nie chodziło więc o to, że chciałam być piękna, ani, że pozazdrościłam gwiazdom filmowym prostych i białych zębów. Aby wyjść z (nie bójmy się tego powiedzieć) depresji po diagnozie, musiałam uwierzyć, że warto inwestować w przyszłość.  


Decydując się na leczenie musiałam brać pod uwagę SM. Coroczne badanie rezonansem magnetycznym wymusiło na mnie założenie łuku tytanowego (na dół) i kryształowego (u góry). Materiały te nie zaburzają obrazu badania.

W trakcie leczenia doszło do małych komplikacji - wyszła na jaw prawda o ukrytym w moim zębie wiertle i sprawa endodoncji. Było sporo bolesnych momentów. Najgorsze okazały się separatory. I w sumie przez te ponad dwa lata przyzwyczaiłam się do mojej pięknej nazębnej biżuterii. I teraz jakoś mi pusto i ślisko na zębach... 






2 komentarze:

  1. Zakładowa Komisja Socjalna? Wiele rzeczy mnie w życiu omija przez tę śmieciową umowę:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w moim wypadku poznanie ZKS przyniosło jedynie płacz i zgrzytanie zębami. Nie ma czego zazdrościć.

      Usuń