środa, 27 sierpnia 2014

placuchy z kabaczka

W moim rodzinnym domu trwa festiwal kabaczków. Mama dostała od znajomych gigantyczne okazy i zaczęła szaleć z pomysłami na potrawy z kabaczków. Dwie z nich podbiły mojej serce, więc skradłam przepis dla siebie. I co prawda w Warszawie trochę trudniej dostać kabaczek (przede wszystkim nie przychodzi on sam pod nasze drzwi) w końcu udało mi się i mogłam wypróbować recepty mojej mamy.

Zaczynamy od placków z cukinii, które kształtem i smakiem przypominają nieco racuchy (chociaż to niepolityczne w tych czasach zastępować czymkolwiek polskie jabłka).

Potrzebujemy:
- 1 szklankę maślanki
- 2 jajka
- mąkę kukurydzianą
- mix mąk bezglutenowych
- kabaczek
- sól
- przyprawy

Przygotowanie:
Kabaczka obieramy ze skórki i kroimy w 7 mm plastry. Następnie rozkładamy je na papierze kuchennym i solimy nie żałując białego złota. Po 20 minutach zebraną na wierzchu talarków wodę i sól ścieramy papierem ręcznikowym i powtarzamy zabieg z drugiej strony. Dzięki temu wraz z niepotrzebną wilgocią wycieknie z niego także gorzki posmak.
Ciasto robi się bajecznie prosto. Maślanka, jajka plus mąki w relacjach pół na pół, miksujemy tak by powstało nam gęste ciasto naleśnikowe.
Kabaczek, którego wcześniej doprawiamy wedle upodobań, maczamy w gotowym cieście i smażymy na rozgrzanej na paleni oliwie (moja mama poleca ryżową).

I gotowe!

wtorek, 26 sierpnia 2014

Gdańsk to Stocznia!

Być w Trójmieście i nie
 przespacerować się po Stoczni to byłby grzech na miarę przeoczenia urodzin własnej matki. Miała może niewiele czasu ale zapał i oczy szeroko otwarte. Cóż ja poradzę na to, że gdy jedni wola szum morza, piasek w butach, lody na deptaku i bikini na plaży, ja wybieram polowanie na żurawie i kominy w zapomnianych przez turystów rejonach miasta.  W trakcie krótkiego spaceru po okolicach stoczni, ograniczonego licznymi tabliczkami "Zakaz wstępu. Zakaz fotografowania. Teren prywatny." udało mi się strzelić kilka fajnych zdjęć. Czuję jednak niedosyt. Czyżbym musiała poznać jakiegoś miłego stoczniowca, by następnym razem móc zobaczyć więcej?



 





Po więcej zdjęć zaprasza na flikra :D

sobota, 16 sierpnia 2014

po środku niczego

Tychowo, od 2010 roku noszące miano miasta, to niewielka mieścina po środku niczego. Jeśli dziwicie się, jak mogę mówić tak o swojej rodzinnej miejscowości, to znaczy, że nigdy tam nie byliście. Położone o 38 km za południe od Koszalina i 22 km na północ od Połczyna, jako byt samoistny nie oferuje zbyt wiele rozrywek. Krzyżują się tu dwie wojewódzkie drogi, którymi rozpędzone tiry skracają sobie drogę w ciekawsze miejsca. Oddaloną od "centrum" o kilka kilometrów stację kolejową omija więcej pociągów niż się na niej zatrzymuje. Nie ma w pobliżu ani jeziora, ani rzeki, ani nawet malowniczego pola ze snopkami. Jedyną znajdującą się tu atrakcja jest największy w Polsce głaz narzutowy, ale i on jakby wstydził się tego miejsca bo co roku zapada się po troszku pod ziemię. Poza tym po jego wczesnośredniowiecznym rodowodzie nie zostało nic. Są lasy, pola i środkowopomorska bieda.




 Gdyby moje podkolorowane zdjęcia nie dawały pełnego obrazu wrzucam też kilka screenów z google street view. Bez ściemy.










sobota, 9 sierpnia 2014

PKP a symboliczny PIES

Zbliża się dzień upragnionego urlopu i podróży w rodzinne strony. Zaczęłam więc ogarniać temat podróży z Kicią. Naiwnie projektowałam sobie w głowie taki film. Kupujemy bilet na nocny pociąg z miejscem do leżenia. Nie, nie musi być to ta najtańsza wersja. Gdyby jechały ze mną jeszcze 3 osoby byłoby idealnie i kupilibyśmy cały przedział. Dwie osoby też mogą być. Kicia położy się w moich nogach na smyczy, którą przywiążę choćby do własnej ręki. Jest tak przyzwyczajona do szelek, że nie przeszkadza jej w nich spać, a ja będę miała pewność, że mi nie ucieknie  i nie zacznie grzać w plecy obcego współpodróżnego. Kupię jej też specjalną matę do sikania, którą rozłożę w kontenerku. Wszystko będzie pięknie. Zaśniemy, obudzimy się w Koszalinie.

Widziałam nie raz, jak ludzie przewozili psy pociągiem, do tej pory nie zastanawiałam się jednak, jak to wygląda od strony praktycznej i formalnej. Czy pies winien mieć bilet? A kot? Kot jest mniejszy. Ale ma transporter wielkości psa. A chomik? Chomik na pewno jeździ za darmo. W mojej głowie rodził się szereg pytań. Udałam się więc na dworzec, by dotrzeć do źródła informacji.

Moje marzenia o bezproblemowej podróży szybko prysnęły jak bańka mydlana. I nawet nie chodzi o to, że nie było już miejsc w kuszetkach. W okienku dowiedziałam się, że kota w przedziałach do spania przewozić nie można. Ok, rozumiem. Kot może być wściekły, rzucać się na ludzi (ale nie, nie w kontenerku). Może wywoływać alergię u ludzi. To jasne. Tylko skoro kot nie może jechać w wagonie sypialnianym, czy może podróżować w normalnym wagonie?? W końcu i tam może uczulać... Lekką panikę postanowiłam uspokoić wchodząc na stronę "Niezbędnik podróżnika", na której z rozdziału pod tytułem "przewóz psa" dowiedziałam się, że za zwierzę potraktowane jak bagaż (czyli opakowane kartonem, pudełkiem, klatką, kontenerkiem) nie należy się opłata, zaś dla psa znajdującego się poza pudełkiem należy uiścić opłatę w wysokości 15,20 zł. "Czworonożny przyjaciel nie może być trzymany na miejscach do siedzenia, leżenia lub miejscach sypialnych oraz nie może zakłócać ciszy nocnej."

Zastanawiam się, za co ta opłata? Gdzie ma siedzieć ów zwierzę? Wszyscy wiemy jak wyglądają przedziały w PKP - w wąskim korytarzu znajduje się miejsce tylko na nogi siedzących. Za każdym razem, gdy ktoś spod okna pragnie wyjść na korytarz odbywają się ćwiczenia polowe, stretching dla ubogich i gimnastyka zastałych kości. Gdzie więc miejsce na psa? I co z tymi psami potraktowanymi jak bagaż??? Mają łypać na nas z góry i wściekać się w klatkach?

A na koniec najlepsze z Regulaminu przewozu osób, rzeczy i zwierząt przez spółkę PKP Intercity SA.
  1. Jeżeli współpodróżni zgłoszą sprzeciw z powodu umieszczenia w przedziale zwierzęcia, podróżny powinien zająć miejsce wskazane przez konduktora (w innym przedziale, przedsionku lub na korytarzu wagonu),a jeżeli jest to niemożliwe – podróżny jest zobowiązany opuścić pociąg na najbliższej stacji. W takim przypadku konduktor zamieszcza na bilecie stosowne poświadczenie na podstawie, którego podróżnemu przysługuje zwrot należności za częściowo niewykorzystany bilet na przejazd, bez potrącenia odstępnego. 
Pozostaje mi ufać w geniusz Kici w zjednywaniu do siebie ludzi...