sobota, 22 marca 2014

Manchester-Hobbiton-Liverpool

Są na świecie miejsca, w których człowiekowi buzia uśmiecha się od samego przebywania w nich. Ten wyjazd to mieszanka skrajności i kontrastów, które jednak w równym stopniu znajdują moje uznanie. Z jednej strony sielankowa kraina zielonej trawy, pagórków, owiec, gęsi i kanałów okalających małe i urokliwe angielskie miasteczko. Z drugiej kamienne domki zastępują monumentalne ceglane budynki, postindustrialne przestrzenie i fenomenalnie wkomponowana architektura modernistyczna Liverpoolu i Manchesteru. Z tych przemysłowych miast, jak z tortu świeczki, zdjęto kominy i stworzono nową jakość.

Hobbiton, gdzie znalazłam życzliwe schronienie, to niewielkie miasteczko położone tuż za obwodnicą Manchesteru, typowe dla przedmieści osiedle dla bogatych emerytów. Po stromych ulicach snują się tu porshaki, kamienne domki z czerwonymi drzwiami odstraszają włamywaczy tabliczkami "Neighbourhood Watch", a równo przystrzyżone trawniki i żywopłoty wyglądają perfekcyjnie cały rok. Na obrzeżach, po zielonych zboczach pagórków, leniwie pasa się owce i gęsi. Zagrody do złudzenia przypominają, tą którą znamy z filmu o słodkiej śwince Bejb. Każdy z każdym się tu wita. Mijając się na spacerze z psem, podczas porannego biegania czy rowerowej przejażdżki zawsze znajdzie się czas na "good morning", chwilę rozmowy, w najgorszym przypadku zaś uśmiech i kiwniecie głowy. Po parku grasuje banda szarych wiewiórek, w krzakach czają się króliki, w nocy pohukują sowy… Zieloną pagórkowatą okolicę przecinają pajęczyny kanałów. Stąd też przepiękny, działający od 1800 roku Marple Aqueduct. Budząca się do życia wiosna czarowała mnie swymi intensywnymi kolorami. Czułam się tam jak w bajce. Przywołać w pamięci "Tajemniczy ogród" to mało:D










Z tej zielonej krainy w nieco ponad pół godziny można dostać się pociągiem do tętniącego życiem miasta. Co prawda nie ma już tego fabrycznego Manchesteru, o którym marzyłam. Ostały się jednak pofabryczne budynki z czerwonej cegły, robotnicze domki i kanały. Wszystko jest uporządkowane i nadal widać, że stal i żeliwo stanowią szkielet tego miasta.



To Manchester jest domem pierwszej na świecie stacji kolejowej, to tutaj naukowcom udało się podzielić atom, to była kolebka innowacyjnego myślenia końca XIX w. W Museum of Science and Industry możemy wczuć się w klimat minionej epoki. Nie jest to jednak miasto żyjące wspomnieniami. Zachowało kosmopolityczne tradycje i dziś posiada m.in. odrębne dzielnice chińską i gejowską, a także spore diaspory żydowską i muzułmańską. Miałam okazję zjeść obiad w polskim barze. Widziałam chińska dzielnicę świecącą barwnymi neonami i tętniące nocnym życiem Gay Village.

Wszędzie czułam się bezpiecznie. Od wszystkich - począwszy od konduktora czy kasjera na anonimowym przechodniu skończywszy biła życzliwość. Niby tak jak u nas, w krwiobiegu miasta ludzie-mrówki. Wciąż jednak bardziej ludzie.

Skubnęłam też Liverpoolu. Kulejąc zdążyłam bryknąć z walizeczką niedaleko dworca, by obejrzeć wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO kompleks doków Albert Dock. Zachwyciła mnie zarówno XIX-wieczna zabudowa, jak i nowoczesne budynki z odwagą wpisujące się w panoramę miasta.
Wróciłam niedawno, ale już czuję niedosyt. Wszak dopiero tuż przed przekroczeniem barierek lotniska zobaczyłam to, o czym marzyłam lecąc w te strony. Gdzieś w tle, na obrzeżach Liverpoolu, nad River Mersey, kątem oka, prze okno autobusu dostrzegłam majaczące w oddali kominy. Chcę wrócić!


Po więcej zdjęć zapraszam na Flickr.

wtorek, 18 marca 2014

MLEKO

Od wielu lat istnieje gdzieś w świadomości Polaków podróżujących po Europie przekonanie, że nigdzie nie ma tak dobrego pieczywa jak w nadwiślańskim kraju. Jako bezglutenowiec nie mam zbyt dużego prawa głosu w tej kwestii. Widzę jednak, że z tym pieczywem zaczyna być coś nie tak. Boję się, że niedługo witanie gości chlebem i solom będzie znaczyło tyle co podawanie czarnej polewki. To o czym mogę napisać to MLEKO. 

Wiedziałam to od razu. Od pierwszego łyka. I teraz już zawsze angielska wieś będzie mi sie kojarzyć z przepysznym 4% mlekiem!
Jeeeeeeeeeeny. Niebo w gębie!

Smakowało mi tak bardzo, że piłam je pintami. Oraz dodawałam do kaszy. I zabierałam w podróż jako element drugiego śniadania :)
Podobno w Warszawie sa mlekomaty, w których dostępne jest takie mleko... Ktoś ma doświadczenia?

środa, 12 marca 2014

Let the Sunshine In

Od kilku lat Belfast jest moim nr 1 na liści where to go. Od kiedy w mojej głowie pojawiła sie ta przewrotna myśl byłam juz dwa razy z Lizbonie, tyleż samo w Barcelonie, Berlinie i Paryżu, raz w Granadzie, Londynie, Sztokholmie i Kopenhadze. Krążę gdzie w kółko po Europie omijając wymarzony cel. Tym razem bede naprawdę blisko! Spakowana w najmniejsza i najsłodszą walizeczkę świata lecę do Manchesteru, zahaczając z powrotem o Liverpool.
Kiedy kupiłam bilety moje wyobrażenie Stolicy Północy było rodem z XIX wiecznych rycin. Byłam więc nastawiona na widoki kominów. Cały horyzont kominów! I dym! Smog po horyzont. Jakże wielkie było moje zdziwienie gdy sprawdzając miasto na Google streetview nie znalazłam ani jednego komina! Kolejnym zaskoczeniem była lokalizacja mojego noclegu - urokliwa mieścina pod Manchesterem przypominająca sielską okolice, w której spokojnie mógłby mieszkać Bilbo Baggins. Nie jestem fanem wsi - zwiedzając wolę miasta, kurz, industrial i światła neonów, jednak zdjęcia okolicy, które wyświetlił mi dobry wujek Google chwyciły mnie za serce momentalnie. Nie moge sie doczekać tych wszystkich kanałów, pagórków i akweduktow. W miescie zaś poszukam śladów minionej epoki, ceglanych kominow, ogromnych młynów i przemysłowej świetności tego miasta. Dodatkowym bonusem jest spędzenie dnia Świętego Patryka na Wyspach-marzenie! Zobaczyć budzącą sie do życia wiosnę na angielskiej wsi, niemal do złudzenia przypominająca Hobbiton - tez pięknie! Jak nic czeka mnie przygoda! 



(Koszt biletów - 300 zł Koszt noclegu - butelka wina)