poniedziałek, 29 lipca 2013

takasytuacja

Mieszkanie już niemal skończone. Brakuje listew przypodłogowych i żaluzji, ale przecież to nic w porównaniu z tym, co było jeszcze półtora miesiąca temu w tym miejscu. Można rzec emocjonalna i sentymentalna "dziura w ziemi", nie to co teraz. Od wczoraj mam nawet zdefiniowanego sąsiada. Z krwi, kości i w zasadzie tyle, bo facet przeraźliwie jest chudy. Niemniej zawsze chciałam mieć sąsiada, takiego, o którym śpiewają Alibabki.

Nie zaczęło się niewinnie. Któregoś dnia na klatce wyczułam zapach skręta. Powtórzyło się to kilka razy, co ośmieliło mnie do napisania sąsiadowi liściku. Sąsiad list znalazł w niedzielę rano na swej wycieraczce, przeczytał, uśmiał się, a że los tak chciał wychodząc do sklepu wpadł na mnie na klatce. Chudy, łysy, chyba gej - takie było moje pierwsze skojarzenie. Spoko, może być wesoło. Do naszej dwójki stojącej na klatce i umawiającej się na przejęcie niepotrzebnych mi mebli dołączył jeszcze jeden koleżka (moje wątpliwości co do orientacji obu się rozwiały, wyglądali razem tak słodko) i tak razem ugadaliśmy się na wieczorne sąsiedzkie odwiedziny.

Niestety, sąsiadowi wystarczyło zaledwie 10 minut by zacząć niekończący się lament o nieszczęśliwej miłości a także lepką i brudną historię uwikłań międzyludzkich. Kolejne kieliszki wina wzmagały tylko jego smutek i wyciskały łzy. Jasne, sama jestem sobie winna, ale skąd biedna mogłam wiedzieć, że akurat tego dnia eksbojfrend i kochanek zarazem go oleje, przyszły kochanek zmaltretuje psychicznie a życie w przeszłości (łącznie z wikarym na parafii pewnej turystycznej miejscowości) dadzą mocno po dupie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz