piątek, 2 września 2016

Rzut nr 5


No i stało się. Wczoraj prowadziłam spotkanie z pracownikami. Od rana czułam się słabo, ale umówmy się, mam do tego prawo. Bywało już gorzej i to nie raz. Pod koniec spotkania poczułam, że się zaczyna. Ostry ból pod czaszką w prawej części głowy. Po chwil nerw pod nosem ni to drga, ni to boli, ni to sprawia, że policzek na usta mi opada (świadkowie donoszą, że nie opada). Trzymam fason (albo tak mi się wydaje). Kończę spotkanie i jeb! Strzał w pysk. Prawa strona twarzy nie odpowiada na moje polecenia. Łzy bólu samoistnie zaczynają lecieć na biurko. Wszystko mnie oślepia. Zakładam okulary przeciwsłoneczne. Próbuje odczytać maila - wszystko się rozjeżdża, -5 do ostrości. Dobrzy ludzie przynoszą mi coś zimnego do przyłożenia na głowę. Każą odpocząć. Pewnie trochę panikują, bo pani kierownik, jak nigdy mówi, że jest źle. Z drugiej strony mówi, to dużo powiedziane. Język mi się plącze. Choć myśli są bardzo precyzyjne i zasadniczo proces myślowy nie zwalnia. Oprócz bólu to najgorszy aspekt tej przygody. Wiem, co chcę powiedzieć, myśle jasno, ale stan fizyczny odbiera mi możliwość klarownej komunikacji. Ktoś proponuje wizytę u pielęgniarki. Ponad 100 m do przejścia plus przeszkoda w postaci 5 schodków. Próbuje wstać. Na szczęście fotel nie ucieka spode mnie, bo momentalnie na nim siadam z powrotem. Faaaaak! Nogi -5 do siły. Leżę głową na kostkach lodu. Czuję, jak opada mi powieka. Pytam koleżankę czy opada. "Nie, wyglądasz pięknie". Macam twarz. Powieka na swoim miejscu. Może i wyglądam nadal pięknie. Tak to właśnie jest w SM. Niewidoczne ludzkim okiem ułomności (tzw. hidden disabilities). Mogę wyglądać pięknie, ale wewnątrz czuć się jak wrak.
Przed wyjściem z pracy ogarniam sprawy na tyle, by z czystym sumieniem dziś zostać w domu.
Na chatę docieram uberem. Śpię. Potem stawiam pierwsze kroki w świecie zombie. Dobrze, że mam małe to mieszkanie i od ściany do ściany nie zarzuca daleko 
Dziś do 12 nie wstaję. Właściwie to zaraz pójdę spać.
Może potem uda mi się wytrenować Kicię, tak aby mi pudełka z jedzeniem z lodówki przynosiła 
PS. Don't panic!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz