Całą noc śniły mi się zamachy terrorystyczne w mieście nie do określenia. Byłam tam, poruszałam się po ulicach, widziałam pourywane kończyny, katastroficzne obrazki. Towarzyszył mi olbrzymi strach, zwłaszcza gdy mijałam kosz na śmieci. Panika i dramat. Pot i łzy i błaganie mojego towarzysza drogi, żeby mnie nie zostawiał. Zostawił, żeby organizować pomoc w centrum wydarzeń. Obudziłam się wycieńczona niepokojem.
Lecę dziś samolotem. Powinnam się bać? Czuć się prorokiem?
Nie, to Mariusz Max Kolonko obejrzany przed snem namieszał mi w głowie.
Tymczasem ptaszki zaczęły ćwierkać, że jeden z banków, do którego aplikowałam o kredyt niedługo przedstawi mi ofertę. Hubert jest dobrej myśli. Staram się podążać za nim ;)
Wróciłaś już?...
OdpowiedzUsuńO spadających samolotach nie słyszałam ale ja rzadko jestem z wiadomościami na bieżąco.
Wróciłam, ale wpadłam w wir codzienności i nie udało mi się jeszcze zebrać myśli na blogu.
Usuń