środa, 15 lutego 2017

Rezo kręgosłupa - wyniki

7 lat temu SM zapukał do mych drzwi. Zamiast imprezy urodzinowej dostałam zaproszenie do szpitala i srogą diagnozę. W tym roku postanowiłam, że nie popsuję sobie humoru - bez względu na wyniki rezonansu.
A wyniki były dostępne online niemal od razu po czwartkowym badaniu. Po powrocie do domu weszłam na portal, aby się zarejestrować - pani na recepcji potarzała, że link ważny jest tylko 72 godziny. Pomyślałam, że lepiej zrobić to od razu, bo w trakcie urodzinowego weekendu mogę zapomnieć. Wbrew mojej nadziei i waszym mocno zaciskanym kciukom (a uwierzcie mi - wasz odzew pod ostatnim wpisem był dla mnie czymś tak ważnym i niespodziewanym, że gdy odczytałam wyniki pomyślałam sobie, że was zawiodłam;() zmiany pojawiły się w rdzeniu. Po zapoznaniu się z opisem dałam sobie 12 godzin na ewentualny ludzki dramat. Głównie jednak przepracowałam to na swój sposób. Racjonalizując. Przecież fatalny rok 2016, zwłaszcza zaś jego końcówka, nie mogły nie pozostawić po sobie śladu, a skoro ze zmianami w mózgu żyję 7 lat, pożyję i ze zmianami w kręgosłupie. Przecież gdyby zastrzyki działały nie zmieniałabym ich na tabletki w tym roku. A najważniejsze - nie będę panikować przed wizytą u lekarza, która dopiero 21 lutego. Bo tak, system jest tak skopany, że człowiek najpierw dostaje rezonans i opis, a potem czeka na wizytę u neurologa. Tak było 7 lat temu, tak jest teraz. Mam jednak nadzieję, że za tydzień dowiem się CO TO DLA MNIE ZNACZY, i że będzie znaczyło tak niewiele, jak do tej pory moje demielimy w mózgu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz