Zanim jednak zaczęłam tę ekspedycję musiałam się do niej przygotować. Zastanawiając się nad logistyką przedsięwzięcia uzmysłowiłam sobie w niedzielę, że nie mam wkładów do lodówki, które są potrzebne do przewiezienia leków. Zamówiłam od razu, ale dotarły dopiero dziś popołudniu. Odbierając je z furgonetki InPostu odmroziłam sobie palce u stóp! (35 minut na 11 stopniowym mrozie!) O ciepła ziemio Andaluzji, noś moje nogi!
Wracając do meritum. Moje zastrzyki, aby nie straciły swoich magicznych właściwości muszą być przewożone w temperaturze nie wyższej niż 8 stopni. Mój patent - termos na butelki dla dzieci (najlepiej różowy) + zamrożony wkład z przenośnej lodówki + leki. Na kilkanaście lotów jakie odbyłam z tym zestawem raz tylko w Gdańsku kontroler miał problem ze zrozumieniem idei aż w końcu kazał mi wyrzucić wkład. Po przejściu przez zasieki służby granicznej wystarczy już tylko szeroki uśmiech skierowany do stewardessy i zdanie: "could you hide my drugs in the fridge?". Za każdym razem, gdy to mówię śmieję się w duchu:)
En el camino!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz